wtorek, 21 października 2008

Warszawa

W ten weekend wybrałem się do stolicy naszej żeby się trochę ukulturalnić, pójść na koncert Lao Che, do kina i takie tam. Przy okazji połazić sobie po Warszawie. I w sobotę wybrałem się z Krzyśkiem i Pumanem (bądź Kaszlejem albo też inaczej Michałem) na "Hałde". Wieczorem poszliśmy na dosłownie NIEZALEŻNE kino czyli filipiński film o złodziejach ze slumsów Peru "Proca" (na Warszawskim Festiwalu Filmowym). Raczej daruje sobie komentowanie tego filmu...

A w niedziele mały spacerek i koncert Lałocze. Koncert był... niesamowity. Chłopaki zagrali naprawdę zajebiście i z powerem. To co robią na scenie jest niesamowite, widać, że dobrze się bawią, są bardzo energiczni i charyzmatyczni. Aż miło się patrzy na to co się dzieje na scenie. Na tym, i paru wczesniejszych koncertach, z zespołem występuje gościnie sekcja dęta (trąbka, saksofon i puzon). Dołączenie sekcji dętej było bardzo dobrym pomysłem, niektóre kawałki nabrały jeszcze większego klimatu. Rzadko spotykany taki klimat i atmosfera na koncercie. Muzyka, wszystkich roznosiła, publiczność bardzo dobrze się bawiła. Także półtoragodzinny koncert w rytmach "Powstania", "Guseł" i "Gospel" szybko minął. Zespół dwa razy bisował, na trzeci raz, nie dał się namówić. Mógłbym mówić o tym i mówić, ale to trzeba byłoby to zobaczyć :).

A to pare zdjęć z wyjazdu. Zdjęć z koncertu nie będzie bo nie robiłem:| .



















2 komentarze:

żubr pisze...

Byłeś w wawce i się nie odezwałeś. Obrażam się w tym momencie:P

Piłaś pisze...

Bo nie mam do Ciebie numeru Żubrzyku :P. Ale jak teraz będę w stolicy to napewno się odezwę.

Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina ;)